Lekkoatletyka. "Dopingowiczka" Sha'Carri Richardson poza składem na Tokio, a ludzie się buntują

Sha'Carri Richardson ma 21 lat. Nosi tatuaże, kolorowe włosy i paznokcie długie na kilka centymetrów. Walczy o prawa kobiet, czarnoskórych, wypowiada się – często bez namysłu – w słowach, które szokują. Przed biegami na 100 metrów, w których się specjalizuje, lubi wejść na Twittera i pokłócić się z oponentami, niekiedy bezpardonowo ich zwymyślając. A potem, po kilkudziesięciu minutach, wychodzi na bieżnię i czyni cuda. Ten największy to na razie czas 10.72 sekundy, który daje jej trzecie miejsce na listach światowych sezonu 2021. I Sha'Carri wie, że to jest bieganie na poziomie medalu igrzysk, dlatego któregoś razu wrzuciła do sieci apel: – put respect on my name! (ang. macie mnie szanować).

To już jest pewnego rodzaju fenomen. Podobizny Richardson zaczęły pojawiać się jako murale na ścianach amerykańskich miast. Jest inspiracją – mówią. Ale z drugiej strony sprinterka, którą trenuje skompromitowany wpadkami dopingowymi Dennis Mitchell, ma tyle samo wrogów co fanów. Nawet przedstawicielom mediów w Internecie zdarzało się już napisać o niej: "szkoda, że za bycie ignorantem i chamem nie ma prawnie przewidzianych dyskwalifikacji".

Ale Richardson dyskwalifikacja dopadła. Za zażycie marihuany.

"Jestem tylko człowiekiem" – skomentowała skandal, którego została bohaterką na ostatniej prostej przed Tokio. Złapano ją zresztą w kontroli podczas tzw. "trialsów", czyli wewnętrznych eliminacji kadry USA, które... wygrała.

I saw this mural today on La Brea in Los Angeles. You have inspired so many in such a short time and will continue to do so. This isn’t over. It’s only the beginning. #LetShaCarriRun pic.twitter.com/gNZRHvXPfa

— Jack Foley (@jackfoley251) July 3, 2021

Richardson tłumaczyła, że marihuana, którą zażywała, pomogła jej opanować stres po śmierci matki. Amerykańska Agencja Antydopingowa wymierzyła jej jednak karę miesiąca dyskwalifikacji. I tu zaczynają się komplikacje. Po pierwsze, kontrolę przeprowadzono w Oregonie, gdzie rekreacyjne palenie jest legalne. A można założyć, że zrobiła to właśnie w tym stanie. Wyrok, choć i tak wyjątkowo łaskawy, wyłączył Richardson ze startu indywidualnego na 100 m w Tokio, tyle że okres kary kończy się w trakcie imprezy. Teoretycznie więc Sha'Carri mogłaby polecieć do Japonii, żeby pomóc koleżankom z USA wygrać sztafetę 4x100. Ale tak się nie stanie, o czym USATF (krajowy związek lekkoatletyczny) oficjalnie poinformował we wtorkowym komunikacie.

W komentarzach w mediach społecznościowych pod tym wpisem USATF próżno szukać motywacyjnych przewidywań kibiców. Jest niemal wyłącznie hasztag: "Let ShaCarri Run", czyli "dajcie jej pobiec". I m.in. to:

"Sha'Carri, jesteś inspiracją. Walcz"
"Jesteście bezdusznymi świniami. Pier... to gów..., nie oglądam igrzysk bez niej!"
"Żenujące działaczyki. Zabijacie lekkoatletykę"
"Jeszcze możecie zmienić decyzję"

Na platformie "Move On" założono petycję. Autorzy argumentują konieczność wysłania Richardson do Tokio, a pod ich apelem podpisało się już przeszło pół miliona osób. W ciągu zaledwie kilku dni, a pewnie będzie jeszcze więcej. Nieprawdopodobny hejt spotkał też Rebeccę Washington – czwartą w "trialsach", która po wskoczeniu na miejsce Sha'Carri włożyła kij w mrowisko, mówiąc: – to jest plan Boga na mnie. Moja historia może być inspiracją dla młodych, że warto powiedzieć narkotykom NIE.

Addiction doc here. NO ONE should be banned from sports for use of cannabis. #ShacarriRichardson should be allowed to compete. ���� My thoughts below… pic.twitter.com/gsmlgK45s8

— Scott Hadland, MD (@DrScottHadland) July 2, 2021

Po drugiej stronie osi autorytety z różnych dziedzin krytykują fakt, że konopie nadal są uznawane za doping. A tym bardziej za narkotyk, co jest pokłosiem restrykcyjnych regulacji jeszcze z lat 70., czyli okresu, gdy władza wrzuciła do jednego worka praktycznie wszelkie używki, niezależnie od działania, szkodliwości i pochodzenia.

– Marihuana nie daje żadnej przewagi w sporcie! Jej stosowanie nie różni się niczym od zażywania alkoholu, który jest przecież niezabroniony i niekarany! – pisze w "USA Today" dr Scott E. Hadland, ekspert ds. leczenia uzależnień.

Pod tym i innymi komentarzami pojawiła się oczywiście lawina bliźniaczopodobnych przykładów. Na przykład, że w lidze NBA od ostatniego sezonu zupełnie zrezygnowano z testowania zawodników na obecność THC. Celny argument przedstawił również Steve Rolles z fundacji "Transform Drugs". Napisał: "odbierają Sha'Carri życiową szansę za to, że wzięła narkotyki poprawiające wynik (nieprawda, nie poprawiają), że są nielegalne (nieprawda, nie tam, gdzie je zażyła) i niezdrowe. Aha, niezdrowe. Równocześnie piwo Asahi zostało oficjalnym sponsorem igrzysk w Tokio, płacąc za to 80 mln funtów."